środa, 29 stycznia 2014

Część 1

Idę przed siebie, chociaż moje buty są już całe przesiąknięte wodą, a stopy zamarznięte na kość.
Idę chociaż nie wiem ani tego gdzie jestem ani tego gdzie właściwie chcę dojść.
Idę jeszcze szybciej chociaż mam ochotę paść na kolana i wrzeszczeć dopóki nie stracę głosu.

Jeszcze pada ten cholerny śnieg. Przez prawie cały okres zimy padało tylko kilka razy a ja musiałam trafić akurat na najgorszą śnieżycę. Kurwa, kurwa, kurwa. Co mnie podkusiło, żeby ubierać tylko czarną króciutką sukienkę, rajstopy i płaszcz? A, no tak. Carter mnie podkusił. Ubrałam się tak tylko dla niego. Chciałam, żeby poczuł jakiś niepokój, że mnie traci... że mogłabym już nie być jego. Chciałam, żeby to on mnie przepraszał i błagał o powrót. Ta, jasne! On miałby niby czegokolwiek żałować? Jesteś głupia.

A teraz idę wąskim paskiem, który niby ma być dróżką pomiędzy drogą a przerażającym lasem. Jestem przemoknięta, przemarznięta i wkurwiona na maksa. Nie na Cartera czy Cassy tylko na siebie. Za to że poszłam z nią na tę imprezę i jej zaufałam. Nigdy więcej. Wpycham ręce głębiej do kieszeni płaszczu, ale i tak jest w nich mnóstwo śniegu.
Czuję jak z moimi łzami spływa makijaż, nad którym siedziałam dobre pół godziny. Chyba nawet zaczynają zamarzać na mojej twarzy. I to wszystko zawdzięczam tylko i wyłącznie sobie. To za to, że byłam taka naiwna i chciałam więcej, niż mi się należało. W sumie jak teraz o tym myślę to wydaje mi się to kurewsko śmieszne.

Dochodzę do czegoś co przypomina przystanek. Widzę tam tylko znak autobusowy i prowizoryczną ławkę z drewna. Żadnego rozkładu jazdy. Przecieram oczy, żeby dokładniej widzieć i próbuję powstrzymać kolejny szloch. Oto najgłębsza dupa w jakiej byłąm od dłuższego czasu. Biorę głęboki wdech i wydech. Po czym nie wytrzymuję. Kopię w ławkę tak mocno, że prawie się rozlatuje. Wrzeszczę najgłośniej jak mogę. Wyrzucam z siebie cały smutek i złość. Ale to nie przynosi ukojenia, wręcz przeciwnie- znowu zaczynam ryczeć. Opadam na ośnieżoną ławkę, która pod moim ciężarem łamie się i spadam w dół. Dobra, mam to wszystko w dupie! Grzebię nogami w śniegu i myślę, czy nie zamarznę tu na śmierć. Może żaden autobus nie jechał tędy od lat? Może zaraz ktoś zaciągnie mnie do lasu i zabije? Niech mnie tu nawet zjedzą wilki. Jestem tak przemarznięta, że już mam siły, żeby iść czy się przejmować.
Nagle zaczynam się śmiać. Na początku cicho, ale później rechoczę i niemal zalewam się łzami. Czuję jak śnieg powoli mnie zasypuje i śmieję się. Nie umiem tego powstrzymać. Po prostu chce mi się śmiać.

Nie wiem ile tak siedzę. Godzinę? Dwadzieścia minut? A może tylko pięć. Powoli zaczynam wierzyć, ze tu umrę, ale w tej samej chwili zauważam dwa światła jadące w moją stronę. Pewnie jakieś dzieciaki wracające z imprezy. Pewnie będą się ze mnie śmiać i pomachają mi na 'do widzenia'. Ale samochód zatrzymuje się dokładnie przede mną. Szyba od strony pasażera opuszcza się i widzę mężczyznę, który mi się przygląda. Machinalnie obciągam moją sukienkę. Pewnie wyglądam jak jakaś dziwka, pracująca w warunkach ekstremalnych czy coś.
-Czekasz na autobus?- pyta i uśmiecha się. To miało być zabawne?
-Najwyraźniej.- warczę i opuszczam głowę.
-To trochę sobie poczekasz, bo z tego co wiem ten przystanek jest nieczynny od paru lat.
Rzucam mu spojrzenie, które ma mówić 'spieprzaj palancie'. Ale chyba tego nie łapie.
-Chyba jest trochę zimno. Nie masz ochoty na podwózkę?
Wymuszam uśmiech.
-Nie trzeba. Chyba wolę tu zamarznąć.
Może jestem idiotką, ale ile to się nie słyszy o porwanych dziewczynach? Z resztą nie jestem pewna czy nadal nie bierze mnie za prostytutkę. Facet wygląda nawet przyjaźnie. Tacy są najniebezpieczniejsi.
-No coś ty! Raczej Cię tu tak nie zostawię.
-Nawet nie wiesz gdzie jadę.- nie daję za wygraną.
Facet śmieje się cicho.
-Powiedziałaś 'jadę', a jak chcesz gdziekolwiek dojechać bez samochodu?
Przez chwilę milczę a on wzdycha.
-Ja chcę być tylko miły i cię podwieźć. Przejażdżka ze mną? Oferta nie do odrzucenia! - przyjmuje pozę modela - Wsiadasz czy nie? Ostatnia szansa!
Marcie, idiotko to cud, ze ktokolwiek się zatrzymał. Umrzesz kiedy indziej!
Patrzę na swoje nogi zakopane w śniegu. Wyobrażam sobie ulotki z moim zdjęciem i napisem 'ZAGINIONA'. Po czym wstaję i wsiadam do tego samochodu.

I jak? :)

Witam.

Jak łatwo się domyślić z tytułu, będę pisała opowiadania. Przyjmę wszelką uzasadnioną krytykę lub podpowiedzi. 

Dodaję pierwszą część i mam nadzieję na opinie :)